Jako że w Europie lato na całego, a do najbardziej słonecznego państwa tego kontynentu wróciły burze i deszcze, w sobotę ani myślałam o wychodzeniu z domu. Powoli przechodzi mi też okres buntu z powodu braku pieniędzy i przechodzę do etapu akceptacji i adaptacji. Dlatego znalazłam sobie bardzo portugalskie zajęcie - wyszukiwanie promocji w supermarketach.
Otworzyłam strony największych sklepów z żywnością w Portugalii, czyli Continente, Pingo Doce, Mini Preço, Lidla i Aldiego i przeglądałam ich gazetki. Przed chwilę przeszło mi przez myśl, że kiedyś tego nie robiłam, bo nie musiałam. Kiedy coś było w promocji, cieszyłam się, ale nie rezygnowałam z zakupu tylko dlatego, że produkt miał normalną cenę. A wczoraj tak. Zrobiłam listę zakupów z zaznaczeniem, co kupię w którym sklepie. Na dole listy zapisałam produkty, które chciałabym kupić, ale poczekam na promocję. I tak uzbrojona, z poczuciem bycia świetnie zorganizowaną panią domu, pojechałam wieczorem (kiedy przestało padać) na zakupy.
Sklep był pełen ludzi, mimo że była prawie 21. Duże sklepy z żywnością, tzw. galerie i inne Decathlony są otwarte codziennie do 23. Nikt tu nie słyszał o niedzielach wolnych od handlu, ani świętach. Sklepy zamykane są na dwa dni w roku: 25 grudnia i 1 stycznia. Poza tymi dniami, hulaj duszo póki kasa w portfelu! Wieczorne godziny wcale nie oznaczają, że jest pusto. Kiedy stanęłam w kolejce po mięso dostałam numer 86, a obsługiwany był 53. Poszłam więc kupić inne rzeczy, ale ciągle wracałam. Przez 45 minut krążyłam jak sęp wokół padliny (dosłownie). Ostatecznie, kiedy byłam o 10 numerów od celu, poszłam zrobić ostatnie kółko. Wróciłam po 3 minutach i na ekranie był numer 92. Pani powiedziała mi, że mam sobie wziąć nowy numerek. Zagulgotałam jak indor (ah te mięsne porównania), zwątpiłam na moment w moją sympatię do Portugalczyków i poszłam do domu bez mojego kurczaka z promocji. Następnym razem zabiorę Pedro i będzie warował przy ladzie. W Continente jest bowiem specjalna ławeczka z widokiem na mięso i ekran z numerkami oczywiście.
Śmieszne, nieśmieszne, ale polowanie na promocje to tutaj sposób na życie. Większość ludzi kupuje to, co jest przecenione i albo mrozi, albo odkłada do despensy. Despensa to po portugalsku spiżarnia. Bardzo lubię to słowo i używam go nawet, kiedy rozmawiamy po angielsku. Większość domów tutaj ma despensę, co ułatwia duże zakupy. Jako że jest nas dwójka, to nie kupuję ilości przemysłowych, ale przy kasie często widzę rodziny z wózkami załadowanymi po dach. Myślę, że i nam kiedyś tak przyjdzie kupować, dlatego powoli się wprawiam. Zauważyłam też pewne prawidłowości w promocjach. Najciekawszą obserwacją z wczoraj jest to, że niektóre produkty są przecenione równocześnie w Continente i Pingo Doce, które ze sobą konkurują. Ponadto nie ma w Portugalii typowego dyskontu, gdzie ceny byłyby dużo niższe, niż w innych sklepach.
Prawda jest taka, że na promocjach można naprawdę dużo zaoszczędzić, szczególnie jeśli chodzi o proszki do prania, szampony, itd, które są tu dużo droższe niż np. w Niemczech. Wyszukiwanie przecen mam już opanowane, teraz muszę się jeszcze tylko nauczyć, jak nie tracić kolejki ;)
W ONZ miałam koleżankę, która przed południem przeglądała gazetki, w przerwie obiadowej jechała kupić wybrane produkty, a popołudniu pokazywała je w biurze. A Wy kiedy przeglądacie gazetki? Też polujecie na promocje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz